Mam co poprawić
Świątek, która na Flushing Meadows triumfowała w 2022 roku, zaczęła tegoroczną imprezę od zwycięstwa, ale jej mecz ze 104. na liście WTA rywalką nie był spacerkiem.
Przywilejem światowej "jedynki" w tenisie jest, że nie musi rozpoczynać walki o wielkoszlemowe laury gdzieś na bocznych kortach. We wtorek skorzystała z tego Polka, która od razu miała okazję zapoznać się z Arthur Ashe Stadium, czyli główną areną Billy Jean King National Tennis Center.
Świątek wystartowała jak na mistrzynię przystało i po kwadransie miała na koncie dwa przełamania oraz prowadzenie 4:0. Ale od tego momentu zaczęły się schody i już do końca trwającego niemal dwie godziny starcia rywalizacja była zacięta i wyrównana.
"Nie byłam zaskoczona tym, że mecz miał taki przebieg, bo to nie jest tak, że przed spotkaniem czegoś się spodziewam. Raczej wiem, że wszystko może się zdarzyć i jestem na to gotowa. Wiedziałam, że Rachimowa jest solidną tenisistką, ale zawsze staram się skupiać przede wszystkim na sobie" - powiedziała Świątek.
Szczególnie zacięta i emocjonująca była końcówka drugiej partii, w którym 23-letnia Polka najpierw przy stanie 4:5 odrobiła stratę przełamania, a potem dokonała jeszcze większej sztuki broniąc trzech setboli w tie-breaku.
"Przy wyniku 3-6 w tie-breaku starałam się po prostu grać tak, jak gram na treningu. Chodziło o to, żeby nie myśleć o tym, ile waży - pod kątem presji - następna piłka, bo czasami to może sprawić, że człowiek zagra gorzej. Odpuściłam wszystkie myśli o wyniku i o tym, co się dzieje na korcie. Starałam się tylko trafić w kort" - zdradziła raszynianka.
Mimo cięższej niż zazwyczaj przeprawy na inaugurację US Open nie szukała winnych wokół siebie.
"Wiem, że mam co poprawić. Przede wszystkich chciałabym utrzymać stabilny poziom w kolejnych meczach" - zaznaczyła.
Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego w walce o trzecią rundę zmierzy się w czwartek z kwalifikantką z Japonii Eną Shibaharą, która jest bardziej kojarzona z gry w debla, m.in. w 2023 roku dotarła do finału Australian Open w tej specjalności.
W Nowym Jorku wygrała już jednak cztery mecze, bo zaczynała od kwalifikacji. Starcie z mało znaną przeciwniczką może mieć element pułapki, bo nie wiadomo, czego można się, ale to dla Świątek nie stanowi problemu.
"W każdym meczu nie wiadomo, czego się spodziewać. To, że z nią nigdy nie grałam sprawi, że przeanalizuję i porozmawiam z trenerem Wiktorowskim o taktyce albo obejrzę to, jak gra. Ale na końcu nigdy nie można być pewnym tego, co się wydarzy na korcie" - zakończyła polska tenisistka.
Z Nowego Jorku dla PAP - Tomasz Moczerniuk
moc/ pp/